Radość jest umocnieniem serca.
Radość jest wytrwaniem w dobru. Te zdania tak bardzo mądrze brzmią. Ale dlaczego
my – wierzący ludzie tak często nie potrafimy cieszyć się ze swojej wiary?
Wstydzimy się jej, a może po prostu za bardzo się do niej przyzwyczailiśmy?
Sama wiara w Bogu już powinna być pewną radością, że jest Ktoś na kogo zawsze
możemy liczyć. Ale jednak w dzisiejszym świecie dla wielu to nie wystarcza.
Temat wiary to temat tabu, a każdy kto pokaże swoją chrześcijańską radość
uznawany jest za wariata. Mały przykład to grupa – niewielka, kilka dziewczyn,
gitara, malutki bęben. Czekają na pociąg – do niego jeszcze dużo czasu.
Wyciągają gitarę, zaczynają śpiewać, coraz głośniej chwaląc Boga w piosenkach
religijnych. I również coraz więcej ludzi, którzy przechodzą i spoglądają z
wyśmianiem, wiele komentarzy, cichych
szmerów. Innym przykładem jest podróż autobusem – ktoś wyciąga różaniec,
kreśli na ciele znak krzyża i przesuwa malutkie paciorki. I znów szyderczy wzrok,
komentarze… Tak wielu z nas uważa się za osoby wierzące, ale już nie tak wielu
potrafi przyznać się do radości z Bogiem. Wierzymy, ale spoglądamy dziwnie na
innych wierzących. Dlaczego? Czy potrafimy jeszcze pokazać radość płynącą z
wiary? Czy potrafimy uśmiechać się do każdej osoby w kościele tylko dlatego, że
jest się na najpiękniejszym spotkaniu z Bogiem? Czy potrafimy z dumą wyciągnąć
różaniec i z uśmiechem odmówić koronkę o godzinie 15.00? Nie bójmy się tego…
może i tak połowa weźmie nas za wariatów. Na pewno tak będzie, ale to nie
ważne. Przecież jestem wariatem Boga i z nim czuję się najlepiej.
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz