Chciałeś mnie podnieść Jezu, a
sam upadasz. Moje grzechy są zbyt ciężkie, byś Ty po okrutnym biczowaniu mógł
jeszcze je unieść. Przecież to tylko kilka kroków. Może 5, może 6… Tylko kilka
kroków, a Ty już nie możesz iść dalej – upadasz… Chcesz bym poszedł za Tobą
niosąc swój krzyż życia. Co na to ja…? Boję się, boję się męki, tego bólu,
cierpienia. Wolę iść za Tobą Jezu, w tłumie skryć się i wyglądać, czy znów
upadniesz. Mówisz: „Nie, przecież poradzisz sobie. Popatrz Ja już się podnoszę”.
Twoje spierzchnięte usta szepczą modlitwę za mnie. Pragniesz, bym spróbowało.
Mówisz: „Idźmy razem. Ja – ze swoim krzyżem i ty – ze swoim. I choć upadniesz
tak, jak Ja, to na pewno powstaniesz. Pamiętaj, cały czas będę śledzić Twój
krok. Jeśli upadniesz, upadnę i Ja po to, bym mógł cię złapać.”
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz